Tam gdzie właśnie się udawałem, nie było kolorów, wszystko było czarno-białe. Świat, w którym nie istnieje coś takiego jak szczęście. Z lekkim wahaniem postawiłem pierwszy krok. Pierwszy krok do zapomnienia...
***
To wszystko Twoja wina. Twoja wina...
Budzę się zlany potem. Przyśpieszone tętno, trudno mi złapać oddech. Kolejny raz. Kolejna noc, podczas której nie było mi dane spać spokojnie. Znów obudziły mnie te głosy, znów widziałem to wszystko.
Nie wybaczę Ci tego, Gregor...
I znowu ona. Kim jesteś? Dlaczego mnie nękasz? Wstaje i idę do kuchni napić się wody, by ochłonąć. Co noc ją widzę. Czego ode mnie chce? Czego chce ode mnie postać nękająca mnie w moich co nocnych koszmarach? Postać tajemnicza, zawsze stoi obrócona, nigdy nie widziałem jej twarzy. Ubrana w czarną sukienkę sięgająca jej do kolan. Jej głos jest jak syk węża, syczy do mnie co noc te same słowa:
Twoja wina...
Wszyscy radzą mi, żebym się leczył. Nie. Nie ma takiej potrzeby. Jestem zdrowym człowiekiem, który po prostu czasem miewa złe sny. To jeszcze nie powód, by się leczyć.
***
Samochód znanej, austriackiej firmy przeprowadzkowej stał pod moim blokiem, gdy wracałem do domu. Sezon się skończył, trochę czasu, żeby odpocząć i zregenerować siły. Wchodząc do klatki schodowej, zobaczyłem kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałem. Kobieta niosła pudła do mieszkania obok mnie. Nie widziałem jej twarzy, nie odwróciła się:
-Pomóc pani?
Kiedy zaoferowałem swoja pomoc, brunetka z hukiem upuściła karton na podłogę.
-Przepraszam.
Wyszeptała i wbiegła do swojego mieszkania, trzaskając drzwiami. Zdziwiony, podniosłem karton i zadzwoniłem do drzwi. Nic. Drugi raz. Tez nic. Trzymając karton jedna ręką, zacząłem pukać albo i walić, do jej drzwi:
-Proszę pani! Pani pudełko!
Dalej nic, zero reakcji. Stałem chwile przy wejściu do jej mieszkania, jednak straciwszy cierpliwość, postawiłem pudło pod jej drzwiami. Wróciłem do siebie. Zacząłem rozpakowywać swoje bagaże, koniecznie muszę zrobić pranie. Wiadomo, że po sezonie wypadałoby, żeby wszystkie ubrania były czyste. Skończywszy, postanowiłem odpocząć i w ramach odpoczynku pooglądać telewizję. Skakałem po kanałach, jak zwykle nic ciekawego nie leci. Co ciekawe podczas zawodów lub gdy nie mam czasu, wtedy zawsze puszczają jakiś ciekawy film czy program. Zawsze to samo. Zrobiłem się głodny, wiec postanowiłem udać się do kuchni i zrobić sobie cos do jedzenia. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Podskoczyłem, kompletnie się tego nie spodziewałem. Popatrzyłem przez wizjer, jednak nikogo tam nie było. Mimo wszystko otworzyłem drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu, stała tam jakaś kobieta.
Rozwiane brązowe loki otulały jej piękna twarz...
Zignorowałem szept dochodzący ze wnętrza mojej podświadomości:
-Jestem pana nowa sąsiadka, nazywam się Karina Kastner, mieszkam tuż obok.
-Wzięła pani to pudło spod drzwi?
Brunetka zdziwiła się:
-Jakie pudło?
-Szary karton, wypadło pani, gdy wnosiła je pani do góry...
-Nie przypominam sobie... Zresztą nieważne, wszystkie rzeczy są już w moim mieszkaniu. Chciałam się przywitać, przyniosłam ciasto- podała mi kartonik obwiązany różowa wstążka.
-Proszę wejść, Karino.
Karino.
-Zapraszam do kuchni, na końcu korytarza- wskazałem jej, gdzie ma iść.- Usiądź. Masz ochotę na cos do picia?
-Jeśli to nie problem napiłabym się herbaty- powiedziała cicho.
-W takim razie herbata dwa razy- próbowałem zażartować.
Po chwili postawiłem dwa kubki na stole i dosiadłem się do mojego niespodziewanego gościa.
-Nazywam się Gregor.
-Miło mi cię poznać, Gregor.
-Mi ciebie również, Karino.
Kiedy na nią patrzyłem, słyszałem w głowie więcej szeptów niż zazwyczaj. Było ich więcej i powtarzane były z większa częstotliwością. Jedno słowo:
Karino.
Brunetka patrzyła na mnie pytająco:
-Przepraszam, czy mogłabyś powtórzyć pytanie? Zamyśliłem się...
-Pewnie!- powiedziała wesoło- Czym się zajmujesz? Masz jakieś zainteresowania?
-Jestem skoczkiem narciarskim. Interesuje się sportem, muzyka, Lubie tez czytać dobre książki.
Karina pokiwała głowa z uznaniem.
-A czy jest cos, czego nie lubisz?
-Nie lubię gotować.
-To się śmiesznie składa, bo ja uwielbiam- uśmiechnęła się serdecznie.
-Co jeszcze uwielbiasz?-upiłem łyka herbaty. Ałć, gorąca.
-Wiele rzeczy... Między innymi podróże i branie udziału w różnych festiwalach.
-Jakich?
-Muzycznych. Uwielbiam koncerty.
Karino...
-Dosyć...-szepnąłem do siebie z irytacją.
-Dosyć czego?-brunetka podnosząc brwi do góry, ukazała mi swoje zdziwienie.
-Dosyć picia herbaty bez ciasta, oczywiście.
Chwilami miałem wrażenie, że tracę kontakt z rzeczywistością. Wydawało mi się, że jestem gdzieś indziej. Czułem się, jakbym odpływał...
Pokroiłem ciasto i postawiłem przed dziewczyna talerz ze słodkością:
-Czekoladowe to moje ulubione- stwierdziła, jedząc swoja porcje.
-Ja też je uwielbiam- przytaknąłem.-opowiedz mi więcej o tych festiwalach.
-Wiec tak, na początku stycznia przeglądam line-upy różnych europejskich festiwali i wybieram najlepsze. Całe wakacje podróżuje i odwiedzam różne kraje. Swoja podróż zaczynam od Polski, a kończę na Niemczech. Nieprzerwanie od 4 lat.
-Ciekawe... Ja również dużo podróżuje, ale to niestety w większości służbowo.
-Ależ to wspaniałe!-nagle dziewczyna posmutniała.- Już po dwudziestej. Muszę się zbierać.
-Przecież jeszcze wcześnie, zostań jeszcze chwile. Miło mi się z tobą rozmawia.
-Chciałabym, ale niestety nie mogę. Przyjdę jutro, jeśli nie masz nic przeciwko.
Pokiwałem tylko głowa i odprowadziłem ja do drzwi. Tak właśnie zaczęła się nasza znajomość...
Kiedy chciałem posprzątać talerze po naszej rozmowie, zdziwiłem się. Na talerzu Kariny leżał nietknięty kawałek ciasta czekoladowego. Przecież mówiła, że je uwielbia, a nawet go nie tknęła. Dziwna sprawa...
***
Szukam klucza do mojego hotelowego pokoju. Przekopałem już wszystkie kieszenie i nadal nic. Z irytacją zdjąłem kurtkę i rzuciłem ja na ziemie. Klucz był w spodniach:
-Czemu jesteś taki sfrustrowany?- Michael zaskoczył mnie swoim pytaniem.
-Po prostu nie moglem znaleźć klucza, ile można stać pod tymi cholernymi drzwiami.
-Trzymasz klucz w ręce, Gregor.
Popatrzyłem z niedowierzaniem na swoje dłonie. Rzeczywiście w prawej znajdował się ten cholerny klucz do pokoju. Byłem w szoku. Skąd on się tam wziął?
-Co się z tobą dzieje stary?
-Ze mną? Nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Nie wydaje mi się... Ostatnio zachowujesz się dziwnie. Wiem, że może niedawne wydarzenia zostawiły ślad na twojej psychice, ale musisz żyć dalej.
Zagotowało się we mnie ze złości:
-Skąd możesz wiedzieć co ja czuje? Nie zachowuj się, jakbyś znał mnie lepiej niż ja sam! Zostaw mnie w spokoju!- nawet nie wiedziałem kiedy, zacząłem szarpać blondyna za koszulkę.
Hayböck wyszarpał się i odchodząc, rzucił tylko:
-Potrzebujesz pomocy, Gregor.
W końcu wszedłem do swojego pokoju, cisnąłem kurtkę na podłogę i rzuciłem się na łóżko. Po chwili zasnąłem.
Następnego dnia udałem się na śniadanie w okropnym nastroju. Nie miałem ochoty na nic. Nie chciałem z nikim rozmawiać, bo każda rozmowa sprowadzała się do jednej i tej samej rzeczy. Do współczucia. Nie wiem, co kierowało ludźmi, kiedy tylko ledwo zacząłem z nimi rozmawiać, oni już zaczęli mi współczuć. Nie zawsze wyrażali to słowami, czasem widziałem to w ich oczach. To prawda, że oczy są zwierciadłem duszy. Można z nich wyczytać wszystko. Można zauważyć w nich smutek albo szczęście. Dlatego mówią, że człowiek zakochuje się w oczach drugiej osoby. Bo właśnie one przez całe życie, pozostają takie same. W młodości, promienne, ciekawe świata i pełnie iskier. Czasem jednak pojawia się wydarzenie, które gasi te iskry już na zawsze. Doprowadza do tego, ze zawsze w spojrzeniu danej osoby będzie widoczny pewien cień. Tak tez było w moim przypadku. Przypomniałem sobie, jakie ona miała... Nie miała, nadal ma oczy pełne właśnie tych iskier, których mi brakuje. Duże, brązowe oczy, otulone gromada gęstych rzęs. Najpiękniejsze, jakie dane było mi widzieć. To właśnie w nich się zakochałem...
Siedziałem w hotelowej stołówce i odrywałem kawałki z mojego croissanta, kiedy niespodziewanie naprzeciwko mnie usiadł trener:
-Gregor, musimy porozmawiać.
-O czym?- rzuciłem pozbawionym wszelkich emocji głosem
-O twoim zachowaniu i...
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Nie akceptuje takiej odpowiedzi. Masz z kimś porozmawiać, rozumiesz?! Nie może być tak, jak jest teraz! Ciągle zachowujesz się jakbyś żył w innym świecie!
Oj trenerze, gdybyś tylko wiedział...
-To tylko takie wrażenie, Heinz- upiłem łyka herbaty.
-Może i tak, ale nie tylko ja tak myślę. Spytaj Michaela, Stefana czy Andreasa, wszyscy oni widza, że zachowujesz się jakoś inaczej. Jeśli nie pójdziesz na rozmowę z jakimś psychologiem, to wtedy nie będziesz jeździł na zawody. Koniec kropka.
Poczułem w sobie narastająca fale gniewu, mięśnie w moim ciele spięły się pod wpływem negatywnych emocji, a na dodatek ścisnąłem z całej siły filiżankę, która właśnie trzymałem:
-Chyba trener żartuje.
-Nie, jestem zupełnie poważny. W takich kwestiach nie ma żartów. Albo sesje z psychologiem, albo zawody. Postanowione.
Trener wstał, a ja niewiedząc kiedy, wstałem i cisnąłem w niego naczyniem z herbatą. Ludzie zaczęli się patrzeć, a ja wybuchłem:
-Jak trener może tak robić?- krzyczałem na niego.- Zawody pomagają mi zapomnieć, a ty chcesz odebrać mi jedyna rzecz, która choć trochę wypełnia pustkę po niej! Chcesz mnie dobić? Skoro tak to nawet już ci się udało.
Skończywszy swój monolog, odszedłem i nawet nie zainteresowałem się tym, że kawałek porcelany wbił się w ramie Heinza. Wróciłem do pokoju i znów zacząłem wspominać...
***
Dzisiejszy wieczór miał być wyjątkowy dla nas obojga, dziś wszystko miało ulec zmianie na lepsze. Dziś planowałem zrobić cos, co chciałem uczynić już od jakiegoś czasu. Zabrałem ja na przedstawienie do teatru, a potem do pewnej wiedeńskiej, eleganckiej restauracji. Zarezerwowałem dwuosobowy stolik w miejscu, z którego można było podziwiać panoramę Wiednia nocą. Coś wspaniałego. Zapalone świeczki ustawione na stole dodawały wystrojowi pokoju romantyzmu, ale przecież właśnie o to chodziło. Kiedy brunetka zdjęła swój czerwony płaszcz, po raz kolejny ujrzałem ja w tej pięknej małej czarnej. Sukienka ta opinała jej zgrabna sylwetkę i idealnie pasowała do jej ust pomalowanych czerwona szminka. Dziewczyna była niezaprzeczalnie piękna. Kiedy podano kolacje, zasiedliśmy do stołu. Jako iż zbliżały się święta, z głośników puszczono nam piękne, świąteczne piosenki Franka Sinatry idealnie wtapiające się w cały nastrój. Po zjedzeniu zdecydowałem, że nadszedł ten czas. Podszedłem do jej krzesła i uklęknąłem z czerwonym pudełkiem w rękach:
-Wyjdziesz za mnie?
***
Hejo!
Jest i pierwszy rozdział!
Na początku chciałam serdecznie podziękować za komentarze pod prologiem! Nawet nie przypuszczałam, że będzie pod nim tyle pozytywnych komentarzy! Dziękuję! :*
Z pierwszego rozdziału jestem nawet zadowolona, większość rzeczy udało mi się w nim opisać tak, jak to sobie wyobrażałam. Jak może zauważyliście, styl pisania różni się od tego, który stosowałam w poprzednich opowiadaniach. Tutaj rzeczywistość przeplata się z przeszłością i... A nie będę spojlerować, dowiecie się w swoim czasie ;)
Zaczęłam nadrabiać zaległości na Waszych blogach, teraz w przerwie świątecznej, będę mieć więcej czasu, a co za tym idzie, będę miała możliwość nadrobienia pozostałych zaległości ;)
Co sądzicie o jedynce? Komentujcie!
Do napisania za jakieś 2 tygodnie! x
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
PS Dziękuję mojemu indywidualnemu słownikowi xD